Książkę dostałem.
Właściwie album, niewielki, ale ciekawy, choć raczej dla kogoś, kto już te „parę” lat w Katowicach mieszka. Tytuł podwójny: „Katowice których nie ma / Katowice kerych niy ma” — jak łatwo się domyślić, i tekst, którego nie jest wiele, jest podwójny, polski i śląski. Co bardzo mi się podoba — nie jest to prosty odpowiednik, choć obie wersje opowiadają o tych samych miejscach, ale z innej strony — polska jest na ogół suchsza, encyklopedyczna, śląska żywsza, zawiera minianegdotki, wspomnienia… Kto chce poznać całość, musi przeczytać obie. Akapit-dwa na miejsce, nie zmęczy się.
O czym? Można się domyślić — o budynkach, które zniknęły; ikonach miasta, jak Wielka Synagoga, dworzec, Supersam, „zamek” — i tych, które odeszły prawie niezauważone: dom Ligoniów na Mikołowskiej, szkoła na Załęskiej Hałdzie… O hutach, kopalniach i cmentarzach. O tych jeszcze ze wsi Katowice i o wyburzeniach już z dwudziestego pierwszego wieku.
Książeczka nieduża, 140 stron, w większości wypełnionych przez zdjęcia, ale wieczór mi zajęła — głównie na przypominanie sobie miejsc, które pamiętam (no, trochę się już w tych Katowicach mieszka) i na wpasowywanie w dzisiejszy czas tych, z którymi się minąłem.